CHRONOMETRY (Czasomierze) NATURALNE
Zwolennicy archeologii przedhistorycznej wypowiadali w ostatnich czasach najfantastyczniejsze liczby i najsprzeczniejsze przekonania w przedmiocie dawności człowieka na ziemi. Obok jednych, ograniczających się na tradycyjnych sześciu (do dziesięciu) tysiącach lat, inni—radykalny odłam tego stronnictwa—wymagają lat co najmniej miliona, i — rzecz dziwna — jak jedni tak drudzy opierają swe zdanie na jednych i tych samych faktach. Nadzwyczajna ta różnica liczb pochodzi bez wątpienia ze skrajnej różnicy dążności, ale prócz tego tłómaczy się ona także bezwzględną niedostatecznością danych, na których się wspierają obrachowania chronometryczne.
Mortillet, którego zdania pominąć tu nie można, jako zdania przywódcy, a nawet w pewnej mierze założyciela tej nowej nauki, Mortillet mówię, nie posuwa się tak daleko, jak to czynią niektórzy inni prahistorycy: ten wymaga dla ludzkości 230 do 240 tysięcy lat istnienia. Prawda, że aby tę cyfrę usprawiedliwić, musiał pominąć krzemienie t. zw. łupane epoki trzeciorzędowej, i przypisać je istocie jakiejś, różnej od człowieka, chociaż do rzędu przodków jego należącej; inaczej bowiem człowiek dawnością swą sięgałby miliona lat, a może nawet miliona, czterdziestu dwóch tysięcy (1,042,000) lat, jak to z zadziwiającą dokładnością powiada Zaborowski, jeden z wiernych uczniów swego mistrza.
A może kto zechce wiedzieć, na czem też polega rachunek Mortillet'a? Na dwóch wyrazach: Podług niego epoka mustierska (Moustier nad rzeką Dordogne, w Auvergne) (ob. w art. Dawność człowieka treściwą tablicę epok przedhistorycznych) trwała sto tysięcy lat. Otóż epoka ta równa się 45 setnym epoki czwartorzędowej czyli paleolitycznej. Z czego wynika, że cała epoka czwartorzędowa trwała dwieście dwadzieścia dwa tysiące lat, razem z ośmiu tysiącami lat ery historycznej i z tysiącem lat, które słusznie przypuścić można pomiędzy końcem epoki geologicznej a początkiem cywilizacyi egipskiej, co wszystko razem wynosi okrągłą liczbę 231 tysięcy lat (Le préhistorique. str. 627).
Śmiech budzi, doprawdy, podobna dokładność obliczeń. Zbyteczna chyba dodawać, że żadna z danych, powyższemu rachunkowi za podstawę służących, najmniejszej nie ma pewności. Epoka mustierska, służąca za punkt wyjścia do rzeczonego podziału, miesza się prawdopodobnie z trzema innemi epokami (Szeleeńską, Solutreńską i Magdaleńską), na które spodobało się Mortilletowi podzielić epokę czwartorzędową. Lecz gdyby nawet epoka ta istniała oddzielnie, to możnaby jej zarówno przeznaczyć sto lat jak sto tysięcy lat trwania, albowiem najzupełniej nam brak wszelkich dokładnych pod tym względem wskazówek. Prawda, że w rozumieniu Mortillet'a epoka rzeczona obejmuje cały okres lodowców, ale wolno zapytać, skąd się dowiedział Mortillet, że okres lodowców trwał lat sto tysięcy? Jeśli to prawda, że t. zw. okres wilgotnego chłodu nastąpił w skutek zmiany zaszłej w położeniu ziemi względem słońca, to ze względu na zjawisko porównania dnia z nocą, okres rzeczony nie trwałby dłużej nad dziesięć tysięcy lat, a maximum chłodu wytworzyłoby się zaledwie na siedm tysięcy lat przed naszą erą.1 Co więcej, wszystko dowodzi, iż rzeczony okres lodowców znacznie wyprzedził przybycie człowieka na krańce Europy zachodniej, jak również, że trwał aż do końca epoki czwartorzędowej, albowiem aż do tego czasu, a nawet możnaby powiedzieć, aż do początków epoki chrześcijańskiej, ze śniegami i obfitemi wodami znajdują się renifery i inne zwierzęta, znamionujące klimat zimny i ostry.
Nie będziemy szczegółowo roztrząsali cyfr, podanych przez Mortillet'a; są one zanadto dowolne, aby mogły w kimkolwiek wzbudzić jakieś zaufanie.
Są inne jeszcze obrachowania, któreby raczej za złudzenie poczytywać należało; mamy tu na myśli obrachowania, opierane na pewnych zjawiskach naturalnych, pochodzących z czasów geologicznych, a trwających bez przerwy do dnia dzisiejszego z tą samą siłą, z jaką prawdopodobnie występowały od początku. Takiemi zjawiskami są namuliska, czyli pokłady żwiru, piasku i mułu bądź to przy ujściu rzek, bądź na nizkich miejscach potoków górskich, w tych mianowicie miejscach, gdzie prąd wody ze stromych gór wychodzi na płaszczyznę. Tu są właśnie owe chronometry naturalne, o których nam powiedzieć trzeba słów kilka.
Jeden z najsławniejszych tego rodzaju chronometrów zawdzięcza swe pochodzenie i swą nazwę potokowi Tiniere, wpadającemu do jeziora Genewskiego, tuż przy wiosce Villeneuve. Deltę utworzoną przy ujściu z kamieni i rozmaitego rodzaju naniesionych przez wodę szczątków, przecięła droga żelazna na 300 metrów wzdłuż i 7 metrów na głębokość. Łatwo więc było zbadać budowę i części składowe tego usypiska. Otóż, jeśli wierzyć Morlot’owi, na głębokości 1,20 metra znaleziono cegły i sztukę monety, którą uważano za monetę rzymską, chociaż niepodobna było oznaczyć daty jej pochodzenia. Na trzech metrach głębokości ujrzano się wobec śladów epoki bronzu, na które składały się skorupy naczyń glinianych niepolewanych i dwa narzędzia wykonane z bronzu. Jeszcze niżej, na głębokości sześciu metrów, nowe archeologiczne wykopalisko znamionowały skorupy grubych naczyń glinianych, węgiel, połamane kości oraz czaszka ludzka, mała, okrągła i bardzo szeroka. Ani na chwilę się nie wahano odnieść te szczątki do epoki neolitycznej czyli do epoki kamienia gładzonego.
Na tych danych oparł Morlot bardzo proste obrachowanie, które cofnęło w tył epokę kamienia gładzonego czyli szlifowanego na jakie siedm tysięcy lat. Jeśli rzeczona delta, rozumuje Morlot, od czasów rzymskich podniosła się tylko na 1 metr 20 c., t. zn. na 8 centymetrów przez lat sto, gdyż piętnaście wieków dzieli nas od epoki rzymskiej, trzeba stąd wnosić, że dla utworzenia pokładu na sześć metrów grubego, pokrywającego szczątki epoki neolitycznej, potrzeba było przynajmniej siedm tysięcy lat.
Aby się można było zgodzić na ten wniosek, dwóch potrzeba warunków: 1-o aby tworzenie się rzeczonego namuliska było zawsze prawidłowe i jednostajne, co jest rzeczą więcej, aniżeli wątpliwą; 2-o aby szczegół, na którym się całe zagadnienie opiera, był możliwie dokładny, czyli żeby pokład zwierzchni, 1 m. 20 c. gruby, rzeczywiście się utworzył w ciągu piętnastu wieków, co bardziej jeszcze wątpliwe, aniżeli tamto.
Naprzód, nie masz nic bardziej nieprawidłowego nad górskie potoki, a tern samem i nad przyrost osadu ziemnego, który one wytwarzają. Z wszelką słusznością można przypuszczać, że nanoszone przez wody potoku materyały były dawniej daleko liczniejsze, aniżeli za dni naszych, a to dla tego, że, z jednej strony, wody potoku były daleko obfitsze — co widać po dawnym poziomie jeziora, a z drugiej strony, dla tego, że zanim potok uderzył o twardą skałę, poniżej leżącą, spotykał na swej drodze ruchome kamyki i sypki piasek.
Powtóre, zupełnie dowolnie naznacza Morlot tworzeniu się wyższego pokładu w rzeczonem miejscu aż piętnaście wieków. Przedewszystkiem bowiem trzeba zapytać, czy przedmioty, mające orzekać o tej dacie, należą rzeczywiście do epoki rzymskiej. Znaleziona sztuka monety, jakeśmy widzieli, żadnej daty na sobie nie nosi, a resztki cegieł, jakie razem z nią były, mogą być, jak przyznaje Lubbock (L'homme prehistorique. str. 365), albo wcześniejsze albo późniejsze od Rzymian. Tu właśnie leży wielka wątpliwość, która nie dozwala wyciągnąć żadnego pewnego wniosku. Co więcej, zdaje się, że wyższy ten pokład już od średnich wieków przestał się formować.
Niejaki Fore przy pewnych zręcznych spostrzeżeniach doszedł do przekonania, że grobla potoku Tiniere już od r. 1245 chroniła go od wylewu. A zatem pokład zwierzchni mógł się tworzyć w ciągu ośmiuset lat, co o połowę zmniejsza rezultaty całego zagadnienia. W tych zaś warunkach przypadająca na każdy wiek cząstka namuliska wynosiłaby co najmniej 15 centymetrów a sześciometrowy pokład, pokrywający niższe wykopalisko, mógłby się tworzyć w ciągu czterdziestu wieków. I oto — co najwyżej można przypuścić.
Przypisywano również, że znaleziono tegoż samego rodzaju chronometr nad brzegami jeziora Bienne w Szwajcaryi, w dolinie Thiele, po której rzeczone jezioro otrzymuje swe wody z jeziora Neuchatel. Starożytne opactwo, które, jak mniemają, było zbudowane nad samym brzegiem jeziora ok. r. 1100, znajduje się teraz od jeziora odległe na 375 metrów. A zatem, oddalały się wody przecięciowo na przestrzeni 50 metrów w ciągu jednego stulecia. Otóż, uważano się za uprawnionych do twierdzenia, że początkowo jezioro to rozciągało się na 4,000 metrów od dzisiejszych brzegów, a mianowicie, aż do miejsca, zwanego mostem Thiele. I w rzeczywistości, w miejscu tern znaleziono resztki palów, świadczące o dawnych budowlach nawodnych. Jeśli cofanie się wód jeziora było zawsze jednakowe, fakt ten cofnąłby nas o jakie ośmdziesiąt wieków w przeszłość, czyli ośm tysięcy lat.
Ale i w tern jeszcze ileż niepewności. I tak, nie wiemy na pewno, czy opactwo, którego położenie służy za punkt wyjścia powyższym obrachowaniom, było zbudowane pierwotnie nad samym brzegiem jeziora; można jeszcze mieć wątpliwość, czy pale u mostu Thiele były osadzone w wodzie, czy też raczej na torfowiskach lub bagnach, w rodzaju terramarów italskich.2 Wreszcie żadnej nie mamy podstawy do przypuszczania, że opadanie jeziora było zawsze prawidłowe. I w tym razie zauważyć jeszcze wypada, że napływ materyałów, które to jezioro powoli wypełniały, musiał być daleko znaczniejszy w czasach, kiedy wody Thiele’u były obfitsze, i kiedy łożysko ich nie pozbyło się jeszcze pierwiastków ziemnych i ruchomych.
Wiadomo zresztą, że jeszcze w czasach względnie niedawnych poziom wszystkich jezior szwajcarskich był widocznie, wyższy od poziomu dzisiejszego, a to zapewne w skutek obfitych śniegów w epoce lodowców i w następnych czasach. Każdy rozumie, że w epoce, oddalonej od nas nie więcej może nad dwa do trzech tysięcy lat, jezioro Bienne rozciągało się na całą okolicę bardzo nizką, położoną od strony południowej i południowo-zachodniej, lecz skoro zasilające je lodowce utraciły swe dawne rozmiary, jezioro to, jak wszystkie jemu podobne, musiało raptownie swe granice zmniejszyć.
Przypisywano również, że na brzegach jeziora Neuchatel znaleziono podobnąż podstawę do nowych obliczeń chronometrycznych, które przecież tym razem prowadzą do wniosków dosyć możliwych. Mówimy tu o palaficie, czyli o mieszkaniach nawodnych z epoki kamienia, których ślady znajdują się dziś odległe od rzeczonego jeziora na 1650 metrów. Skądinąd znów wiadomo, że starożytna rzymska miejscowość, Yverdon, która w IV w. ery chrześc. znajdowała się jeszcze tuż nad samym brzegiem tegoż jeziora, dziś odległa jest odeń na 750 metrów. I tu więc znowu cofanie się wód wynosi 50 metrów na jedno stulecie. Podług tego obliczenia, palafit rzeczony byłby zbudowany przed trzydziestu trzema wiekami.
Cyfra ta rzeczywiście dla budowli nawodnych epoki kamienia nie jest nazbyt wygórowana. Wszelako jednak jest to maximum odległości czasu, a i w tem nawet mamy wszelkie prawo przypuszczać, że aby tę cyfrę zbliżyć do prawdy, trzeba ją znacznie okroić. Naprzód dla tego, że jakeśmy to powiedzieli, nawodnienia bywały niegdyś daleko obfitsze, aniżeli za dni naszych; następnie dla tego, że podług wszelkiego prawdopodobieństwa, torfowiska, na których się znajdują te palafity, utworzyły się na tem miejscu wskutek wydm piaszczystych, zasłaniających je od wód jeziora.
Działalność materyi roślinnych połączona z działalnością namulisk przyśpieszyły podwyższenie się gruntu. Według wszelkiego zatem prawdopodobieństwa, omawiany palafit nie byłby wcześniejszy od ery chrześcijańskiej nad jakieś dziesięć stuleci. Nowy to powód przypuszczania, że sąsiedni palafit mostu w Thiéle wcale nie ma ośmdziesięciu wieków życia, jak mu niektórzy wspaniałomyślnie przypisać pragną.
Namulaska Nilu i Mississipi dostarczyły również żywiołu do nowych obliczeń chronometrycznych. W pobliżu Kairu znaleziono na głębokości 13 metrów naczynie gliniane, któremu przypisywano trzynaście tysięcy lat istnienia, a to pod pozorem, że wciągu ostatnich trzydziestu wieków, podwyższył się grunt na wysokość tylko trzech metrów. I w rzeczywistości zauważono, że statua Ramzesa, wzniesiona w Memfis lat temu co najmniej trzy tysiące, była pokryta osadem trzy metry grubym.
Na wielką niekorzyść powyższego obrachowania, wszystkie jego dane są wątpliwe. Najprawdopodobniej trzymetrowy ów osad, pokrywający statuę Ramzesa, utworzył się nie w ciągu trzech tysięcy lat, lecz w ciągu dziesięciu lub dwunastu wieków. Wolno mniemać, że pomnik rzeczony bywał ochraniany od wylewów wód, dopóki Memfis był zamieszkany, t.j. aż prawie do VI w. naszej ery. A zatem, od tego co najwyżej - czasu mogło się tworzyć namulisko na podstawie pomnika. Wobec tego zaś, udział każdych stu lat w tworzeniu osadu byłby prawie trzy razy znaczniejszy, t. j. wynosiłby 30 centymetrów, czyli, że dawność odkrytego na głębokości 13 metrów glinianego naczynia ograniczyć należy prawie do pięciu tysięcy lat czasu.
Lecz i sama ta cyfra jest więcej niż wątpliwa, gdyż przypuszcza pewną prawidłowość w podwyższaniu się Delty, a tymczasem nie masz nic bardziej nieprawidłowego nad tego rodzaju zjawiska. Szybkie w nizkich częściach gruntu, na których woda dłużej pozostawała, podwyższenie się rzeczone musiało być nieznaczne lub prawie żadne na wyniosłościach gruntu, których woda zająć nie mogła. Otóż, rzecz bardzo prawdopodobna, że pomnik Ramzesa był wzniesiony na miejscu dosyć wyniosłem, iżby go wody rzeczne dosięgnąć nie mogły. Musiało zatem upłynąć wiele czasu, zanim się zaczęło zasypywanie pomnika.
Nadto nie trzeba spuszczać z uwagi działania wiatrów i piasków egipskich. Jedna burza, jak tego bywają częste przykłady, jest w stanie nagromadzić na jednem miejscu całe wzgórza piasku, porwanego skądinąd. To też Denon w dziele swem „Description de l'Egypte" wylicza mnóstwo wsi i miasteczek, które zaginęły pod piaszczystemi wydmami i spoczywają w zapomnieniu wskutek muzułmańskiego niedbalstwa. Był czas, kiedy można się było słusznie obawiać, żeby cała przestrzeń od Nilu do gór Libijskich nie została zasypana w ten sam sposób. By temu zapobiedz, trzeba było sadzić tysiące drzew, co właśnie czyniono w tym wieku na pograniczach posiadłości francuskich.
Dodać trzeba nadto, że w Egipcie, jak wszędzie prawie na północnej półkuli naszego globu, obfitsze były wody a zatem i namuliska - lat temu choćby tylko dwa tysiące, aniżeli w czasach dzisiejszych. Wiemy, że wówczas położenie Delty było zupełnie inne, aniżeli jest dzisiaj. Opis jej, zostawiony przez Herodota, nie zgadza się już z dzisiejszem jej położeniem. Jezioro Mareotis łączyło się bezpośrednio z morzem, a przechowano pamięć stanu rzeczy jeszcze bardziej odmiennego.
Jeśli wolno wierzyć kapłanom egipskim, powiada rzeczony historyk grecki, cały Egipt, z wyjątkiem prowincyi Tebańskiej, za czasów Menes'a, t. j. w początkach pierwszej dynastyi, przedstawiał jedno wielkie bagnisko. „Z całej tej krainy, powiada Herodot (II, 4), która dziś leży poniżej jeziora Moeris, wówczas nie było widać nic z pod powierzchni wody."
Z tego wnosić trzeba, że stan rzeczy zmienił się bardzo, gdyż Delta nie posuwa się dziś więcej nad jeden metr w ciągu roku. Podług tego zaś rachunku na jej utworzenie się potrzebaby było siedmset czterdzieści wieków, to znaczy, dziesięć razy więcej czasu, aniżeli ona wymagała rzeczywiście podług tego, co mówi Herodot. Po tem wszystkiem zaś, co się rzekło, każdy rozumie, jak to mało ze zjawisk dzisiejszych wnioskować można o zjawiskach przeszłości, zarówno w Egipcie, jak indziej.
Jeszcze bardziej fantastyczne było obrachowanie amerykanina Dowleza, który jakiemuś szkieletowi, znalezionemu w Nowym Orleanie w namuliskach rzeki Mississipi na 5 metrów pod ziemią, przypisuje pięćdziesiąt dwa tysiące lat. Dalsze wszakże obserwacye doprowadziły pewnego tamtejszego geologa do przypuszczenia, że cała massa namulisk Mississipi wymagała do swego utworzenia się czterech do pięciu tysięcy lat czasu. Co nie będzie się wydawało dziwnem, skoro się zważy, jaką to olbrzymią ilość rozmaitego rodzaju przedmiotów jeszcze dziś przerzucają w swym pędzie wody Mississipi.3
I Francya również dostarczyła podobnych chronometrów naturalnych, o których trzeba nam tu słówko dorzucić. Uczeni tak niezaprzeczonej powagi i szczerości, jak A. Ferry i Arcelin, przez szereg badań, dokonanych nad brzegami Saony, przyszli do wniosku, że człowiek epoki czwartorzędowej dosięga w tych okolicach epoki od sześciu do dziewięciu tysięcy lat. Opierają się zaś w tem przypuszczeniu na danych następujących:
Przecięciowo na głębokości jednego metra znajdują oni nad brzegami Saony wykopalisko rzymskie bardzo wyraźnie zaznaczone. A że od czasów rzymskiego panowania w Galii dzieli nas około tysiąca pięciuset lat, przeto jednometrowa warstwa formowała się po 66 milimetrów na jedno stulecie. Zaś na głębokości od 3 do 4,5 metrów odnajdują się obok zwierząt czwartorzędowych i jakichś szczątek ludzkich okazy przemysłu paleolitycznego, złożone z krzemienia grubo łupanego. Jeśli więc każdy metr namuliska przedstawia tysiąc pięćset lat czasu, to przedmioty znalezione na głębokości 4 m. 50 c., sięgałyby epoki sześciu tysięcy siedmset pięćdziesięciu lat.
Na nieszczęście, przesłanki powyższego rozumowania są wątpliwe. Naprzód, rzeczą jest więcej niż prawdopodobną, że bieg wody niegdyś był nieco silniejszy, aniżeli dzisiaj, a zatem i więcej materyału ziemnego musiał za sobą pociągać. Dowód tego znajdujemy na tychże samych brzegach Saony. Epokę gallo-rzymską, która przecież nie trwała dłużej nad cztery do pięciu wieków, przedstawia tam pokład osadowy takiej samej grubości, jak pokład epoki następnej, aczkolwiek ta ostatnia była trzy razy dłuższa. Trzeba przypuszczać, że przyrost w namulisku coraz był większy w miarę cofania się w przeszłość. Wobec tego zaś, dawność wzmiankowanych szczątków czwartorzędowych będzie o połowę mniejsza, aniżeli chcą owi uczeni.
Zresztą, łatwo można się przekonać, że punkt wyjścia powyższego obrachowania jest wadliwy. Chociaż zwierzchni pokład, o którym mowa, rzeczywiście wynosi przecięciowo jeden metr grubości, to nie trzeba zapominać, że miejscami podnosi się on do dwóch metrów grubości, a gdzieindziej jest prawie żaden. A wszakżeż trzeba, aby grubość osadu była prawidłowa.
Nadto, rzecz jeszcze ważniejsza, tworzenie się rzeczonego pokładu nie możnaby bez przesady przypisywać okresowi tysiąca pięciuset lat. Od wielu już zapewne wieków, a zwłaszcza od czasu, kiedy groble rzeczne uczyniły wylewy stosunkowo rzadszemi, brzegi rzek przestały się podnosić w sposób widoczny. Zwierzchni pokład zatem utworzył się daleko szybciej, aniżeli myślą ci uczeni, i jeśli chcą być bliżsi prawdy, powinni zmniejszyć rezultaty swych obliczeń.
Wreszcie wypada i to dodać także, że Arcelin, bynajmniej się nie łudzi co do znaczenia swych obrachowań. „Są to, powiada on sam, tylko różne orzeczenia, ilości przypadkowo stawiane i tymczasowe, bez żadnej rzeczywistej chronologicznej wartości."
Mortillet szukał trwalszego dowodu, przemawiającego za nadzwyczajną długością chronologii, w dawnej rozciągłości lodowców epoki czwartorzędowej. Był, powiada on, między tymi lodowcami taki, który wynosił 280 kilometrów długości. Otóż, przeciętna szybkość wzrostu lodowców wynosi w naszej epoce 62 metry i 66 centymetrów rocznie. Wobec tego więc, dla uformowania się rzeczonego lodowca potrzebaby było 4468 lat czasu. Co więcej, lodowce epoki czwartorzędowej długo zachowywały swe największe rozmiary, o ile przynajmniej sądzić o tem możemy z olbrzymiego rozmiaru materyałów, stanowiących ich końcowe moreny. Daje to pojęcie o długości ich trwania, ale to jeszcze nie wszystko. Zdaniem Mortillet'a, ponieważ pochyłość lodowców czwartorzędowej epoki była pięć razy mniejsza, aniżeli pochyłość lodowców dzisiejszych, przeto szybkość ich wzrostu powinna była również być pięć razy mniejsza: co wynosi 22,340 lat, zamiast przytoczonych wyżej 4,468 lat.
Dane tego obliczenia tak dalece są hypotetyczne, że wątpimy, iżby to obrachowanie wywrzeć mogło wielkie wrażenie. Zrobimy mu jeden tylko ale poważny zarzut. Uczy doświadczenie, że wielkie lodowce nie tylko nie formują się wolniej od małych, ale przeciwnie formują się znacznie od nich szybciej. Heliand stwierdził, że szybkość tworzenia się lodowców w Grenlandyi dosięga 19 metrów na dobę; a wszakże pochyłość tych lodowców jest stosunkowo słabsza. Otóż stosując tę samą szybkość do lodowców epoki czwartorzędowej, widzimy, że one dla zajęcia 280 kilometrów przestrzeni nie potrzebowały więcej nad lat czterdzieści.
Możnaby jeszcze i to także w odpowiedzi dorzucić, że długość trwania epoki lodowców ma bardzo niewielkie znaczenie wobec trwania okresu ludzkiego życia, a to z tego względu, że wszystko dowodzi, iż człowiek nie wyprzedził tworzenia się lodowców, lecz widział tylko ostatnie jego stadya.
Inny dowód przez Mortillefa uważany za najważniejszy, jest następujący: W Aix-les-Bains znajdują się pokłady wapienia, które służyły za podkład lodowcowi epoki czwartorzędowej, a które są porżnięte w brózdy, mające przecięciowo jeden metr głębokości, podczas gdy dawne kamieniołomy, użytkowane w epoce rzymskiej, mają szczeliny głębokie na 2 do 3 milimetrów. Jeśli więc dla wytworzenia tych nieznacznych wydrążeń potrzeba było tysiąca ośmiuset lat, to ileż setek stuleci potrzeba było, aby spowodować wydrążenia na jeden metr głębokie!?
Rozumowanie to Mortillefa ma tę wadę, że dowodzi zadużo; wynikiem jego bowiem byłoby to, że koniec epoki lodowców należało by cofnąć na sześćset a nawet na dziewięćset tysięcy lat w przeszłość, która to cyfra przeraziłaby zapewne samego jej twórcę. Oczywista więc, przyczyna głębokości wydrążeń musi być jakaś inna, aniżeli wskazana przez Mortilleta. Jakaż więc być może? Trudno ją oznaczyć, nie znając miejscowości, o której mowa. W każdym jednak razie pytanie jeszcze, czy wapień kamieniołomów i wapień w łożysku lodowca—jeśli już miał tam być kiedyś lodowiec, są rzeczywiście jednej i tej samej natury, i czy w jednych i tychże samych warunkach wystawione są na wolne działanie powietrza. Jeśli zaś to wszystko się sprawdzi, to i wtedy jeszcze będzie można śmiało przypuszczać, że owe wydrążenia, szczeliny dostrzegane na łożysku dawnego lodowca, są skutkiem lodów, albo raczej skutkiem głazów, które one zazwyczaj w sobie zamykały, a które spełniały zadanie rylców na skale pod niemi leżącej. Następnie już czynniki atmosferyczne mogły nadać tym wydrążeniom dzisiejszy ich wygląd.
Zagadnienie to — podobnie jak poprzednie, zanadto wiele zawiera pierwiastków nieznanych, aby zeń było można logicznie wnioskować o czemkolwiek.
W innem miejscu mówić będziemy o chronometrycznych obliczeniach, opartych na tworzeniu się pokładów węgla kamiennego czyli stalagmitów (ob. art. Dawność człowieka).
Tu więc pomijamy je milczeniem. By zakończyć już wszakże tę kwestyę o chronometrach naturalnych, wspomnimy jeszcze o chronometrze z Saint-Nazaire, jedynym — naszem zdaniem, — któremu żadnych poważnych zarzutów postawić nie można, ale też za to najbardziej okrzyczanym przez skrajną, sektę prahistoryków, gdyż chronometr rzeczony posiada tę niewłaściwość w ich oczach, że zgadza się z tradycyjną chronologią.
Inżynier Kerviler, zajęty przekopywaniem wielkiego kanału rzecznego w Sain-Nazaire, w 1874 r. odkrył w namuliskach rzecznych, przez które przekopywał kanał, mnóstwo przedmiotów z kości, z bronzu i z kamienia, obok nich czaszkę ludzką kształtu dolikocefalnego czyli owalnego oraz wielką ilość kości zwierząt. Całość wykopaliska pochodziła z pokładu na dwa metry grubego, — pokładu, którego powierzchnia sięgała 8,5 metrów głębokości, a 4 metry pod powierzchnią morza. Na dnie wykopaliska przeważał kamień, tak iż zdawało się być rzeczą widoczną, że się ma do czynienia naraz z okazami epoki neolitycznej i epoki bronzu.
Należało dokładnie oznaczyć datę pochodzenia tego wykopaliska. Szczęśliwym trafem inne odkrycie rzuciło nieco światła na to zagadnienie...
Na półtrzecia metra nad pokładem żwiru, tak bogatym w przedmioty przedhistoryczne, a zatem na półtora metra pod poziomem morza natrafiono w 1876 roku na gliniane czerwone naczynia, noszące niezaprzeczone cechy przemysłu gallo-rzymskiego: uszy starożytnych amfor i rzecz więcej jeszcze cenną, bo monetę Tetricusa, prefekta Akwitanii, który panował w Galii od 268—275 r. Przedmioty te pokrywała sześciometrowa warstwa osadu. Rozdzielona pomiędzy szesnaście wieków, jakie nas dzielą od Tetricusa, daje nam ona formacyę od 35 do 37 centymetrów na jedno stulecie. Jakoż widzieliśmy, że oba te wykopaliska archeologiczne przedzielała warstwa osadowa półtrzecia metra gruba. Przypuszczając prawidłowy przyrost osadu zarówno przed jak i po epoce gallo-rzymskiej, te dwa i pół metra równają się okresowi co najwięcej siedmiu wieków, co znów każę odnieść jednoczesne przy ujściu Loary używanie kamienia gładzonego i bronzu do czterechset lat przed Chrystusem.
W każdym razie, ponieważ tego rodzaju przedmioty są rozrzucone w pokładzie, liczącym około dwóch metrów grubości, przeto zdają się one przedstawiać okres czasu od pięciu do sześciu wieków, któryby się zatem rozciągał od X do IV wieku przed erą chrześcijańską.
Takie jest oto obliczenie Kervilera. Samo ono nie byłoby w stanie wzbudzić zupełnej pewności. Jak wszystkie bowiem chronometry naturalne, polega i ono na wątpliwej danej, jaką jest prawidłowość przyrostu pokładu osadowego. Na szczęście, pierwsze te obliczenia uczonego inżyniera zostały poparte przez niespodziewane a bardziej jeszcze nadzwyczajne i cenne nowe odkrycie. Przebiegając pewnego dnia w towarzystwie znanego archeologa, Chatellier’a, dokonane roboty, Kerviller zauważył w pionowem przecięciu iłu widoczne ślady stratyfikacyi, oddawna już spłukiwane deszczem. Uważniejsze i długo prowadzone badania przekonały go, że słoje te wypełniały całą grubość pokładu iłu, i każdy z ciekawych mógł je tam oglądać.
Każdy z tych słojów dochodzi przecięciowo od 3 do 4 milimetrów grubości i składa się z trzech warstw: z warstwy piasku, gliny i szczątków roślinności. Trzy te warstwy następują po sobie zawsze w tym samym porządku, a chociaż są nadzwyczaj cienkie (zwłaszcza ostatnia), nie mniej jednak są bardzo wyraźne. Pierwsza myśl, jaka temu badaczowi przyszła do głowy, była ta, że trzy te warstwy przedstawiają osad rzeczny jednego roku. Inaczej bowiem niepodobna wytłómaczyć ich zadziwiającej prawidłowości. Wylew wiosenny musiał sprowadzać piasek, później następował spokojniejszy bieg rzeki i osadzał glinę, jesień zaś przynosiła liście drzew i szczątki roślin, z czego powstała warstwa ziemi, z konieczności mniej równa, aniżeli dwie inne.
Każdy rozumie doniosłość takiego odkrycia. Ponieważ każda grupa trzech rzeczonych warstw przedstawia rok jeden, dosyć zliczyć ich ilość, by poznać - z jednej strony - datę wykopanych przedmiotów z drugiej, wiek całego pokładu. Jakoż często powtarzane badania stwierdziły, że sto rocznych tego rodzaju pokładów, na jakimkolwiek mierzono je poziomie, daje 35 centymetrów grubości: czyli innemi słowy, że w ciągu jednego stulecia tworzy się osad na 35 cent. grubości. Takąż samą miarę stuletniego przyrostu namuliska otrzymał Kerviler w poprzednich swych obliczeniach.
Skądinąd znów widzieliśmy poprzednio, że przedhistoryczny pokład przedmiotów z bronzu i z kamienia zaczynał się na głębokości półtrzecia metra pod pokładem gallo-rzymskim i sam zajmował dwa metry grubości. Te cztery i pół metra pokładu przedstawiają okres trzynastu wieków: co podług obu powyższych obliczeń każe umieścić utworzenie się najdawniejszego archeologicznego pokładu w Saint-Nazaire pomiędzy X a IV w. przed erą chrześcijańską.
Musimy zatem przyznać słuszność pierwszym obliczeniom Kervilera i z nim razem zawnioskować, że używanie kamienia - przynajmniej przy ujściu Loary, nie sięga epoki tak bardzo odległej, jak to lubią powtarzać niektórzy. - Na innem miejscu mówimy, (ob. art. Bronz, Kamień), iż nam się zdaje, że wprowadzoną przez pierwszych Aryjczyków, albo jeśli kto woli przez właściwych Celtów cywilizacyę neolityczną można odnieść do epoki dwunastu lub piętnastu wieków przed Chrystusem. Dodaliśmy tam przytem, że wprowadzenie bronzu stoi w bliskiej łączności z wprowadzeniem kamienia gładzonego i mogłoby być przypisane fenickim żeglarzom. Wypowiadając te myśli, mieliśmy przed oczyma tylko ogół danych historycznych i archeologicznych. Tu zaś widzimy, że odkrycie w Saint-Nazaire jaknajkategoryczniej nasze zdanie potwierdza.
Wypada jeszcze dodać, że pokład w Saint-Nazaire, mając ogólnej grubości 30 metrów, przedstawia okres około dziewięciu tysięcy lat, okres nie inny nad rzeczywistą erę geologiczną, a który dosyć dokładnie się schodzi z datą, oznaczoną przez Septantę na ukazanie się rodu ludzkiego.
Zatrzymaliśmy się nieco dłużej nad tym ostatnim chronometrem nie tylko dla tego, żeśmy sami stwierdzili dokładność jego danych, nie tylko dla tego, że on się nam zdaje być wolnym od zarzutów, jakieby innym chronometrom stawiać można, ale także dla tego, że gwałtowne napaści, jakich on ze strony Mortillet'a stał się przedmiotem, osłabiły w opinii publicznej jego powagę, na co on bynajmniej nie zasługiwał. Z całą otwartością wyznajemy, że nie znamy drugiego podobnego chronometru, któryby dawał te same rękojmie pewności. Jedyną jego wadą, że idzie przeciwko dzisiejszym systemom chronologicznym. Ale czyż dostateczny to powód, aby go zagrzebać w milczeniu?
Ob. art. Dawność człowieka. Lubbock. L’homme prehistorique. ch. XII; Pozzy. La terre et le recit biblique. ch. XII; Mortillet. Le prehistorique. 1-re edit, p. 617; Lyell. L’anciennete de l’homme; Nadhaillac. Les premiers homines et les temps prehistoriques ch. XIII; Moiyno. Splendours de la foi. ch. VIII (t. II); Rioult de Neuville. Revue des questions historiques, 1 Stycz. 1882; Da Crost. La Controverse. 1 Czerw, i Sierp. 1883; Ramard. Tamże. 16 kwietn. 1881; Dr. Platz. Człowiek. Warszawa. 1891. (Ramard). X. W. S.