APOSTOŁOWIE. (Cuda A'w).

Jezus Chrystus, jako Bóg, posiadał moc czynienia cudów, i tę swoją władzę przelał na Kościół, ażeby mu służyła za dowód jego boskiego pochodzenia. „Zaprawdę, zaprawdę wam powiadam, kto uwierzy w mię, uczynki, które ja czynię i on czynić bedzie, i większe nad te czynić będzie." (Jan, XIV, 12). I na innem miejscu rzekł do Apostołów, gdy im powierzał missyę głoszenia ewangelii: Cuda tych co uwierzą, te naśladować będą. W imię moje czarty będą wyrzucać, nowemi językami będą mówić, węże będą brać i choćby co śmiertelnego pili, szkodzić im nie będzie: na niemocne ręce będą kłaść, a dobrze się mieć będą." (Mar. XVI, 17). Niebawem nastąpiło spełnienie tej przepowiedni; już bowiem księga Dziejów Apostolskich zaznacza wielką ilość cudów, zdziałanych przez pierwszych uczniów Pańskich, a św. Paweł nie obawia się w swych listach powołać na własne cuda, żeby niemi wesprzeć powagę swojej nauki. (Rzym, XV, 19 i Kor. II, 4).

Jeszcze za życia swego na ziemi udzielił Chrystus Apostołom moc czynienia cudów, a oni odtąd nie omieszkali z niej korzystać. (Łuk. IX, 1; X, 17). W dzień Zielonych Świątek potwierdził tę ich władzę, a nawet zwiększył, gdy ich napełnił Duchem Świętym. Samo już zstąpienie Ducha Świętego na Apostołów, jest pierwszym cudem, podanym przez księgę Dziejów Apostolskich; cud ten wprowadził Apostołów na pole posłannictwa boskiego, a zatem jest on jakoby fundamentem innych cudów, zdziałanych przez Apostołów dla stwierdzenia prawdziwości swego posłannictwa. Od niego więc zaczniemy i zbadamy jego rzeczywistość historyczną.

1. Zesłanie Ducha Świętego.

Było w wieczerniku zgromadzonych około stu dwudziestu uczniów Pańskich, kiedy zstąpił na nich Duch Święty. Wszyscy słyszeli szum wiatru gwałtownego, wszyscy widzieli płomyki ognia, w kształcie języków, spoczywających nad głową każdego. Szum wiatru był tak silny, że ściągnął ku domowi mnóstwo żydów zdumionych niezwykłem zjawiskiem. Wszystko to upewnia nas, że zesłanie Ducha Św. nie było zjawiskiem czysto subjektywnem, odczutem tylko przez osoby pozostające w wieczerniku. Bo gdyby zjawisko dokonywało się tylko w wyobraźni, a nie w rzeczywistości, to jakimże sposobem w jednej i tej samej chwili doznaliby wszyscy jednakowych wrażeń słuchu i wzroku? Jakże zwłaszcza w tej samej chwili toż samo wrażenie gwałtownego wiatru dałoby się odczuć tłumowi ludu, który absolutnie wiedzieć nie mógł, co się dzieje wewnątrz domu? Rzeczywistość tego zjawiska i nadprzyrodzony jego charakter stwierdzają nadto podziwu godne skutki, cudowne zarówno w porządku fizycznym, jak w porządku moralnym. Apostołowie z bojaźliwych prostaczków nagle stają się ludźmi pełnymi świętej odwagi i znajomości Pisma św. Ci sami, co przed kilku dniami uciekli w chwili pojmania swego Mistrza, Piotr zwłaszcza, który się go zaparł w rozmowie z niewolnicą i kilku sługami, wychodzą niespodzianie z ukrycia, dokąd ich zapędziła bojaźń przed żydami; tym samym żydom w obliczu wielu tysięcy słuchaczy, ośmielają się wyrzucać zbrodnię bogobójstwa, której dopuścili się starsi ludu, zawieszając na krzyżu Jezusa z Nazaret, i obwołują głośno a publicznie, że ten sam Jezus zmartwychwstał! Oni, którzy przedtem nie rozumieli spraw Boskich i proroctw messyanicznych, tłómaczą je teraz i wyjaśniają z podziwem wszystkich! Takie były cuda w porządku moralnym. W porządku zaś fizycznym na pierwszem miejscu stawiamy dar języków. Przemawiający do tłumów Apostołowie, byli wszyscy Galilejczykami, a choć przemawiali w swoim tylko języku, to przecież pielgrzymi, ze wszystkich krajów do Jerozolimy przybyli, słyszeli ich mowę we własnym ojczystym języku. Takie dziwne zjawisko nie uszło uwagi pielgrzymów, komunikowano je sobie wzajemnie, podziwiano, a, co ważniejsza, trzy tysiące ludu przystąpiło odrazu do wiary Chrystusa. Litość bierze doprawdy, kiedy się czyta, co krytyka antyreligijna przeciwstawia tak wymownym faktom. Posłuchajmy np. co pisze Renan: „Pewnego razu, kiedy bracia byli zebrani, nagle powstała burza, gwałtowny wiatr pootwierał okna, niebo było w ogniu. Burzom w tych krajach towarzyszy przedziwne wydzielanie się światła, atmosfera jest jakby ogniem przepełniona. Czy to prąd elektryczny się przedarł do wnętrza mieszkania, czy też może olśniewające światło błyskawicy oblało nagle oblicza wszystkich, dość że najgłębsze powzięto przekonanie, jakoby Duch zstąpił na zebranych i spoczął nad głową każdego w kształcie ognistego języka." (Les Apôtres str. 62, 63). Zapominają widać antyreligijni krytycy wytłómaczyć, dla czego burza ograniczyła się tylko do wieczernika, tak iż spowodowała zbiegowisko tłumów. Zapominają również wytłómaczyć wyrażenia Pisma św.: „seditque (εκάθεσε) supra singolos eorum:” „i usiadł na każdym z nich z osobna." Wszak przelotna błyskawica nie objawia się w ten sposób! Lecz już poprostu szczytem bezczelności jest tłómaczenie udzielonego uczniom daru języków. „Wierzono, mówi Renan (Les Apôtres str. 69, 70), że opowiadanie ewangelii jest wolne od przeszkód, jakie stwarzała rozmaitość języków. Wyobrażano sobie, że w pewnych uroczystych okolicznościach, obecni słyszeli słowo apostolskie każdy w swoim języku, czyli inaczej, że słowo apostolskie samo się tłómaczyło dla każdego ze słuchających." Poczem obdarza nas takim przypiskiem: „O analogicznych objawach imaginacyi obacz Calmeil'a: De la Folie...!" Dalej zaś tak pisze: „Te dziwne zjawiska przenikały na zewnątrz. Ekstatycy w chwilach nawet swych śmiesznych wizyj odważali się wychodzić z domu i okazywać się tłumowi. Brano ich za ludzi pijanych. (Dzieje Ap. II, 13, 15). A więc Apostołowie i tysiące ich słuchaczów, jakby za dotknięciem różczki czarodziejskiej, przemieniają się w zbiorowisko obłąkanych, i ci obłąkani nauczyciele dziwnie mądrze wyjaśniają Pismo święte, a ci obłąkani słuchacze tworzą pierwiastki Kościoła i wywołują w nas podziw swoją pobożnością i mądrością swego postępowania. Po pierwszem kazaniu apostolskiem liczba tych obłąkanych wzrasta do trzech tysięcy! Trzy tysiące obłąkanych od razu, w jednej chwili, to bodaj że chyba niepodobne do prawdy! Dla tego też Renan jednem pociągnięciem pióra naprawia krok fałszywy: „To co powiedziano w Dziejach Apost. (II, 41): „animae circiter tria milia" napewno jest przesadzone." I otóż taką to płytkość sądu śmią ludzie nazywać krytyką na faktach opartą! Zaiste bzdurstw podobnych nie warto zbijać poważnemi argumentami.

2. Uzdrowienie chromego.

Pierwszy to cud zdziałany przez apostołów, to jest przez Piotra, głowę kolegium Dwunastu. Człowiek przeszło 40 lat wieku liczący, chromy od urodzenia, tak nieszczęśliwy, że musiano go nosić codziennie do drzwi świątyni, gdzie u przechodniów jałmużny żebrał, zostaje uzdrowiony w jednej chwili na słowa Piotra: „W imię Jezusa Nazareńskiego, wstań i chodź!" Wszyscy w Jerozolimie znali tego żebraka, od wielu lat widywanego codziennie na jednem miejscu, a przeto jego niemoc i jego uzdrowienie, musiały dobrze obchodzić wszystkich. To też i członkowie Sanhedrynu, aczkolwiek niezadowoleni, cud uznać musieli: „Co uczynimy tym ludziom, rzekli, gdyż jednak znak uczyniony jest przez nie, wiadomy wszystkim mieszkającym w Jeruzalem: rzecz jasna jest, a zaprzeć nie możemy (Dzieje Ap., IV, 16). A Piotr, wezwany przed Najwyższą Radę, oświadcza: „Niechże wam wszem jawno będzie i wszystkiemu ludowi Jerozolimskiemu, że przez imię Pana Naszego Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, któregoście wy ukrzyżowali, którego Bóg wzbudził od umarłych, przez tegoż ten stoi zdrowy przed wami." Skutek tego cudu był niezmierny: pięć tysięcy ludzi uwierzyło w Jezusa i przyłączyło się do społeczności Jego uczniów. Renan w swem dziele o Apostołach, zręcznie pomija ten cud milczeniem. Boć istotnie, czyż można wymyślić coś choćby tylko pozornie racyonalnego, aby podać w wątpliwość rzeczywistość uprzedniej niemocy a następnie zupełnego uzdrowienia tego człowieka, chodzącego i aż skaczącego z radości na słowo Piotra? Żadna siła przyrodzona nie w stanie wywołać takimi środkami takiego skutku. A choćby skutek taki był możebny w porządku natury, to Bóg żadną miarą by go nie dopuścił, skoro apostoł wyraźnie oświadczył, że uzdrowienie to ma służyć za dowód jego boskiego posłannictwa. Dodajmy jeszcze, że uzdrowienie to było przedmiotem narady władzy żydowskiej, cudotwórcy nieprzychylnej, i że ta wbrew własnej woli musiała w końcu wyznać: „Rzecz jasna jest, a zaprzeć nie możemy."

3. Wskrzeszenie wdowy Tabity.

I ten cud również posiada wszystkie cechy wiarogodności. Tabitę wszyscy dobrze znali w Joppejskiej gminie chrześcijańskiej. Śmierć jej była następstwem uprzedniej choroby. Jałmużnami jej wspierane wdowy musiały bezwątpienia dobrze stwierdzić tę śmierć, która je pogrążała w smutku i niedoli. Na słowo Piotra powstała nieboszczka. Jedno dotknięcie ręki jego podniosło ją z łoża śmierci. Piotr oddał ją „świętym i wdowom." (Dzieje Ap. IX, 41). Wieść o tym wypadku szybko się rozniosła po całem mieście Joppie i sprowadziła liczne nawrócenia.

Autor Dziejów Apostolskich coraz to nowych wymienia wyznawców, którzy się nawrócili do wiary Chrystusowej przez stwierdzone cudami nauczanie apostołów. Nic zaiste skuteczniejszego nad ten dwojaki sposób nawracania przez naukę i przez cuda. Ten też bywał zawsze opatrznościowy sposób rozszerzania Ewangelii. Ale też właśnie ten sposób sprzeciwia się pojęciom krytyki racyonalistycznej. Posłuchajmy, jak ona rozcina kłopotliwe dla siebie zagadnienia. Renan np. tak powiada: „O środkach nawrócenia, którymi rozporządzali założyciele chrystyanizmu, nie należy sądzić ani z tych naiwnych omamień (t. j. daru czynienia cudów), ani też z lichych kazań, które znajdujemy w Dziejach Apostolskich. Prawdziwe nauczanie stanowiły poufne pogadanki tych dobrych i wierzących w swą sprawę ludzi; w ich przemówieniach można było jeszcze słyszeć echo słów Jezusa, którym towarzyszyła ich własna pobożność i słodycz." (Les Apôtres str. 105). Tyle Renan. My zaś w odpowiedzi na to zapytujemy: czemże był Jezus dla tych ludzi, którzy Go nigdy w życiu ani widzieli ani znali? Był ukrzyżowanym, którego Wielka Rada jako bluźniercę i uwodziciela ludu na śmierć skazała. A ci tak świątobliwi i tak dobrzy ludzie, którzy przedewszystkiem podawali się za świadków zmartwychwstania Chrystusowego, czemże byliby innem jeżeli nie nędznymi hypokrytami w razie, gdyby samo to zmartwychwstanie niczem innem w oczach ich słuchaczy nie było, jak tylko czczem przywidzeniem? Napróżno więc po osiemnastu wiekach usiłują krytycy za pomocą swych urojeń poprawiać historyę, napisaną z wszelką dokładnością przez św. Łukasza, który żył pospołu z apostołami i który na własne oczy widział zgromadzenia uczniów Jezusowych.

4. Nawrócenie św. Pawła.

Nawrócenie Szawła, zagorzałego prześladowcy uczniów Chrystusowych, było niezaprzeczenie znakomitym cudem łaski. Cud ten w porządku moralnym, był, według opowiadania księgi Dziejów Apostolskich, następstwem innego, niemniej ważnego cudu, który się dokonał w porządku fizycznym. Antyreligijna krytyka w cudzie tym widzieć chce zjawisko czysto subjektywne, jakąś chorobliwą hallucynacyę, urzeczywistniającą się jedynie w przerażonym umyśle przyszłego apostoła narodów. Zbyt silne podrażnienie systemu nerwowego, spowodowane długą i męczącą podróżą pod palącemi promieniami słońca, napływ krwi do mózgu, sprowadzający chorobę oczu (ophtalmia), gwałtowna burza, i z nią jakoby słyszane głosy z nieba, - oto wszystko. Przerażony chory podróżnik, w przystępie gorączki wierzy, iż widzi tego Jezusa z Nazaret, którego wyznawców prześladuje, rozmawia z Nim i wyobraża sobie, że otrzymuje od Niego missyę apostolską. Hallucynacya trwa tak długo, póki wezwany do chorego Ananiasz nie przyprowadza go do zmysłów. Istny romans wysnuła sobie krytyka z opowiadania św. Łukasza, tak prostego, a tak dokładnie przezeń opisanego. (Renan. Les Apôtres str. 179 - 185). Dosyć zastanowić się chwilę nad jasnem i prostem opowiadaniem biblijnem, by rozpoznać te fantazmagorye. Nie sam tylko Paweł odczuł skutki zjawiska, a towarzysze jego, chociaż nie widzieli nikogo prócz otoczenia, słyszeli wszakże głos zwrócony do Pawła i widzieli światłość, która oczy jego olśniła. Potem odwieziono Pawła do Damaszku; Ananiasz wkłada nań ręce i wzrok mu przywraca; przybywa do Szawła, bynajmniej przezeń nie wzywany, lecz umyślnie posłany przez Boga, który się zarówno jemu jak Szawłowi objawił. Czyżby ten człowiek z Damaszku, tak samo jak Szaweł i w tym samym czasie co on, padł ofiarą hallucynacyi, łudząco podobnej do hallucynacyi Szawła, którego nigdy nie widział, i o którego przygodzie w podróży wcale nie wiedział? Krytyka nic nam nie odpowiada na to, a przecież wszystko jej rozumowanie opierać się może tylko na opowiadaniu biblijnem; jeżeli przeto prawdą jest to, co ono podaje o Ananiaszu, to racyonalistyczne tłómaczenie wypadku z Szawłem traci wszelkie prawdopodobieństwo. Ale idźmy dalej w roztrząsaniu tej kwestyi. Widzenie Szawła w drodze do Damaszku było dlań zdarzeniem olbrzymiej doniosłości, wywróciło ono z gruntu dotychczasowe jego pojęcia i pchnęło go w kierunku wręcz dotychczasowemu kierunkowi przeciwnym. To też, zostawszy apostołem narodów, Paweł przy każdej sposobności kładzie nacisk na to widzenie, jako na przyczynę działalności swego pracowitego żywota. Wtedy to właśnie widział on Chrystusa (I Kor., IX, 11), wtedy też w objawieniu bezpośredniem, poznał całą naukę ewangeliczną. (Gal., I, 12). Po dwakroć opowiada św. Paweł szczegółowo o tem cudownem wydarzeniu, oczywiście w tym celu, żeby stwierdzić Boski początek swego posłannictwa. (Act. XXII, 6-16; XXVI, 12, 17). A obadwa te opowiadania zgadzają się co do swej istoty z opowiadaniem autora Dziejów Apostolskich. Nie wielkie różnice, które przeciwnicy skwapliwie podnoszą, by podać w podejrzenie samą rzeczywistość faktu, usprawiedliwić się dadzą albo zapomnieniem, albo chwilowem roztargnieniem apostoła, opowiadającego o swem widzeniu w kilka dopiero lat po wypadku.

Otóż teraz pytamy każdego logicznie myślącego człowieka, czy można uwierzyć, aby św. Paweł, mąż, którego mądrość i podniosłość umysłu sami niedowiarkowie uwielbiają, mógł całe swe życie przetrwać w grubem złudzeniu, które mu nigdy nie pozwoliło rozróżnić pomiędzy rzeczywistem przedmiotowo widzeniem a subjektywną hallucynacyą? I skądinąd, czyżby Bóg potwierdzał ubocznie prawdziwość tego widzenia przez tak widoczne błogosławieństwo, jakie udzielał apostolstwu, całkowicie na tym nadzwyczajnym fakcie opartemu, i przez obdarzanie swego apostoła nadzwyczajnym darem cudów? Wszystko nas tedy skłania do tego, byśmy uznali nadprzyrodzoną cechę wypadków, jakie zaszły z Szawłem w drodze do Damaszku i w samem tem mieście. Widzenie było rzeczywiste, chociaż, być może, iż--o ile ukazało Szawłowi osobę samego Jezusa-tylko wewnętrzne, albowiem otoczenie Apostoła nie widziało osoby Jezusa. Jasność i głos były bezwątpienia zjawiskami fizycznemi i zmysłowemi. Widzenie, jakie miał Ananiasz, było również nadprzyrodzone, ale nie podobna oznaczyć, czy ono się mu okazało zewnętrznie przed oczyma ciała, czy też tylko wewnętrznie przed oczyma duszy.

(J. Corluy). Χ. Α. Κ.